Przybyliśmy na Nusę Lembongan w bardzo konkretnym celu i wcale nie było to zwiedzanie. Właściwie w ostatniej chwili znaleźliśmy czas i siły, by zapakować się na skuter i zrobić relaksującą wycieczkę dookoła wyspy oraz na pobliską Nusę Ceningan. Było tak dobrze, że zamierzamy wrócić. A przybyliśmy tutaj bo…

można nurkować.

Po udanej przygodzie z nurkowaniem podczas Dive Intro na Gili postanowiliśmy nie zwlekać i jak najszybciej zrobić kurs Open Water Diver. Pozostało wybrać miejsce. Nusa Lembongan zdawała się idealna – blisko Bali, atrakcyjne rafy dookoła, warunki dobre dla początkujących, a ceny kursów konkurencyjne.

Zbrataliśmy się z firmą DIVE CONCEPTS, która ma chyba jedną z najtańszych nurkowych ofert w rejonie – zarówno na kursy, jak i nurkowe wycieczki. Kilkaset złotych różnicy w stosunku do konkurentów czyni różnicę w kieszeni, ale czy za niską ceną idzie dobra jakość? Sami bazowaliśmy na opiniach z Internetu, teraz możemy potwierdzić, że jak najbardziej. Widać gdzie indziej oszczędzają, na pewno nie na jakości usług – sprzęt, łodzie, instruktorzy, nastawienie, przyjazna przestrzeń i fajni ludzie. Wszystko gra. Firma ma siedziby w kilku najciekawszych pod kątem nurkowania miejscach na Bali. Cena w każdym nieco się różni, zaś najtaniej jest tam, gdzie nurkować można z brzegu, np. w Amedzie lub Tulamben. Ale muszę przyznać, że nic nie dostarcza tylu emocji, co pierwszy skok z łodzi w pełnym osprzęcie!

Na balijskim rynku działa wiele firm z polskimi korzeniami, które oferują kursy z polskojęzycznymi instruktorami. Owszem, wygodniej. Jednak zazwyczaj nurkuje się poza Polską, a wtedy warto znać nurkową nomenklaturę w języku angielskim. Polecam przełamać się.

Jest tak intensywnie, że trudno to zorganizować w „rodzinnym rytmie”. Osoba towarzysząca dla tych, którzy z kursu nie korzystają – zwłaszcza dzieci – jak najbardziej wskazana.

Dive Concepts oferują kursy na licencji SSI. Całość przebiega podobnie jak podczas kursów PADI, jednak część teoretyczna zdaje się łatwiejsza do przyswojenia, bo dostępna przez internetową aplikację. Po zarejestrowaniu się znajdziemy tam wszystko, co potrzebne podczas pierwszego kursu, jak i ewentualnych kolejnych – materiały szkoleniowe, testy sprawdzające, bazę wiedzy (wszystko w cenie kursu). Tak więc wieczorami zasiadaliśmy z telefonem w ustronnym miejscu, by odrobić zadanie domowe. Swobodnie i wygodnie. Cała reszta kursu SSI przebiega jak wszędzie – dzień praktyki w basenie, dwa dni praktyki na otwartych wodach. Tryb to dosyć intensywny, dodając do tego wieczorne studiowanie teorii i zaliczanie testów. Finalny egzamin zwieńcza wysiłek. Po trzech dniach jesteśmy certyfikowanymi nurkami. Szybciej już się nie da. To najczęściej spotykany „wakacyjny” scenariusz kursów OWD.

Jest tak intensywnie, że trudno to zorganizować w „rodzinnym rytmie”. Osoba towarzysząca dla tych, którzy z kursu nie korzystają, jak najbardziej wskazana (zwłaszcza gdy towarzyszą nam dzieci). Jesteśmy pełni podziwu, jak dzielna była Marysia, która towarzyszyła nam przez te dni. Co by nie mówić, musiała liczyć na siebie. Nie udało się nawet zabrać jej na pokład, na co bardzo liczyliśmy. Tryb był tu zgoła inny niż podczas wycieczki na Gili, gdzie znalazło się miejsce dla osób towarzyszących, czas na snorklowanie i relaks. Na Lembongan nie sprzyjała nam ani łódź – typowo nurkowa, z miejscem na sprzęt, butle i nurków przycupniętych na burcie, ani pogoda – morze było niespokojne, zaś na łodzi nie było nikogo, kto podjąłby się roli opiekuna. Historia potwierdza, że jeśli chcecie nurkować rodzinnie, dopytajcie o logistykę. Tak więc Marysia spędzała czas na oglądaniu filmów i zabawie z psami, w towarzystwie pracowników oraz gości bardzo przyjaznego biura Dive Concept. Bo w sumie i na tę sytuację znalazło się rozwiązanie.

A my pływaliśmy, a potem jej opowiadaliśmy. Dookoła Lembongan, Ceningan i Penidy znajduje się wiele ciekawych miejsc do nurkowania. Kiedyś wokół wysp znajdowały się uprawy alg, teraz rybakom bardziej opłaca się wynająć skrawek plaży na parking dla łodzi. Pozostałości hodowli tuż przy brzegu nie zachęcają do pływania, ale gdy się przez nie przedrzeć docieramy do pięknych raf. Widoki warte grzechu – zarówno dla nurkujących, jak i snorklujących. Ryb mniej niż wokół Gili, żółwie widzieliśmy zaledwie dwa, ale same rafy piękniejsze, bogatsze i zdrowsze (na Gili rafy bieleją z powodu podnoszenia się temperatury wód). Polecamy zwłaszcza dwa punkty – Mangrove i Pura Mas. Obok Penidy jest sławny Manta Point, trzeba tylko trafić na dobrą pogodę, bo morze tam zazwyczaj wzburzone. Dla nas żółtodziobów było to nowe doświadczenie, zwłaszcza ze względu na duże fale, średnią widoczność i nieco mroczniejszy klimat. Trafiła nam się nawet podwodna przygoda – termoklina. W wyniku przemieszania się wód o różnej temperaturze w ciągu kilku sekund widoczność spadła do pół metra. Był więc chrzest bojowy!

Można surfować.

W dodatku wygląda to bardzo widowiskowo. Kilku miejscówkom mieliśmy okazję przyjrzeć się bliżej. Tuż przy portowym miasteczku Jungut Batu, właściwie na przeciwko naszego hoteliku, znajduje się kilka popularnych surfowych punktów na mapie – Playground, Monkiki, Razor. W zatoczce spokojna woda, a kilkadziesiąt metrów w głąb morza załamują się wielkie fale. Trzeba nieźle wiosłować, by do nich dotrzeć. Lub wziąć surf taxi. Dobre miejsce dla średnio zaawansowanych.

Zaś dla PRO oraz dla tych, którzy lubią podglądać najlepszych, polecamy Mahana Point na Nusa Ceningan. Niezwykle malownicze miejsce. Ocean, fale, klify. Przed zachodem słońca przybywają tu najlepsi, by pokazać, co potrafią. A widownia zasiada w małej knajpce na klifie i sącząc piwo komentuje tonem znawców…

ZNAJDŹ NOCLEG W OKOLICY NUSA LEMBONGAN



Booking.com