Oprócz pięknych okoliczności przyrody tym, co sprawia, że Bali jest tak malownicze, jest tutejsza kultura. Wyrasta w hinduistycznej kosmologii i z religią jest związana niezwykle blisko. Widać to w codziennym życiu Balijczyków od samego rana oddających się religijnym rytuałom, widać w architekturze, której kształt nadają świątynne budowle, widać w rytmie życia, porządkowanym przez cykl świąt i skomplikowanych obrzędów. Bez nich nie udałoby się utrzymać tak ważnej dla świata równowagi między tym co boskie i ludzkie, co duchowe i materialne, co złe i dobre.

Uczestniczenie w balijskich świętach i podglądnie tutejszych rytuałów to uczta dla oka. Galungan, Kunigan, Nyepi – jeśli zastanawiacie się, kiedy przyjechać na Bali, sprawdźcie balijski kalendarz. Ale warto poszukać dalej, bo oprócz świąt obchodzonych na całej wyspie, tu i ówdzie dzieją się rzeczy jeszcze bardziej niecodzienne, rytuały praktykowane w jednym tylko miejscu. Pisaliśmy o Perang Api, walce na ogień rozgrywanej tuż przed Nyepi w wiosce Nagi. Tym razem rzecz będzie o Mekotekan – rytuale odprawianym podczas święta Kuningan w wiosce Munggu.

Nie chodzi o pokaz siły, zniszczenie przeciwnika, czy udowodnienie, kto lepszy. Cel jest kolektywny – odgonienie złych mocy.

Wczesnym popołudniem, w największym słonecznym skwarze, dziesiątki chłopaków i mężczyzn z 12 okolicznych banjarów zbierają się na ulicach Munggu. Wszyscy uzbrojeni są w 3,5 metrowe kije, choć na ich twarzach nie widać oznak wojennego napięcia. Nie chodzi bowiem o pokaz siły, zniszczenie przeciwnika, czy udowodnienie, kto lepszy. Cel jest kolektywny – odgonienie złych mocy, które mogłyby przynieść niepowodzenie wiosce. Choć jednocześnie, patrząc na tych młodzieńców widzę, jak trudno im ukryć, że chodzi także o dobrą zabawę. Zaczyna się Mekotekan.

Na czym rzecz polega? Grupa mężczyzn zbija się w kupę. Wszyscy  unoszą kije i formują z nich piramidę. Trwa przepychanka. Stłoczona grupa zatacza się ulicą, trudno przewidzieć dokąd zdołają dotrzeć w tym dziwnym tańcu i kiedy piramida runie na ziemię. Bo niechybnie runie w hukiem. Zdarza się, że inna grupa mężczyzn, z krzykiem na ustach i wielkim impetem runie na sąsiadów, dobijając do ich piramidy i powodując upadek obu. Jeszcze częściej zdarza się, że na szczyt piramidy wdrapują się co odważniejsi, by doświadczyć kilku chwil chwały i owacji tłumów, a zaraz potem runąć na ziemię razem z piramidą. Upadki bywają bolesne, czasem kończą się w rowie lub ryżowym polu, czasem nawet poważniejszymi skaleczeniami. Ale nikt na to nie baczy, śmiałków nie brakuje, a tłum się cieszy.

Mówi się, że rytuał Mekotekan sięga XVII wieku, kiedy to odprawiono go, by witać zwycięskich żołnierzy królestwa Mengwi, wracających z wojen przeciwko królestwom z Jawy Wschodniej. Praktykowany był do czasu, kiedy zakazali go Duńscy kolonizatorzy. Zbiegło się to z falą niepowodzeń i nieurodzajów, które przypisywano duchom, rozzłoszczonym zaniechaniem starych zwyczajów. Kiedy po upadku kolonii wrócono do tradycji, zła passa miała się  odwrócić.

Tymczasem pomiędzy kolejnymi zmaganiami wojownicy i mieszkańcy przechodzą przez wioskę w kolorowej procesji. Dziesiątki wzniesionych kijów, tradycyjne sarongi, podekscytowane dzieciaki, muzyka gemelanów i kapłani, skrapiający wszystkich świętą wodą. Złe duchy zostały odpędzone. Wioska może liczyć na powodzenie przez kolejnych 210 dni, cały rok według balijskiego kalendarza, aż do następnego święta Kuningan.