W ten jeden weekend potrzebne nam były przestrzeń i silny wiatr. Gdzie ich szukać? Wiadomo, na plaży. Tych akurat na Bali nie brakuje. Zwłaszcza, gdy nie jest się wybrednym i kolor piachu nie gra roli. Musieliśmy tylko wybrać kierunek – jedziemy w stronę Candidasy. Tam nas jeszcze nie było.

Candidasa to twór turystyczny. Ani to tradycyjna balijska wioska, ani urokliwy zakątek wyrwany naturze. Zastanawialiśmy się, co sprawiło, że stała się popularna. Wioska rozciąga się wzdłuż wybrzeża, jednak nie ma tu plaż do plażowania, nie ma fal do surfowania ani raf do snorklowania. Jasny piach wymieszany z wulkanicznym odsłania się tylko miejscami podczas odpływu. Można rozłożyć ręcznik pomiędzy kamiennymi falochronami i wskoczyć do wody. Jednak dno kamieniste. Zaś za plecami kamienny mur, odgradzający hotele niemal wchodzące do morza. I właśnie taki hotel radzimy wybrać, nie tylko z powodu pięknych widoków – szum fal zagłusza hałas z drogi. Bo Candidasa usadowiła się wzdłuż przelotówki przez Bali. A że ruch na wyspie coraz większy… Jeśli chcecie zostać na dłużej warto poszukać noclegu poza centrum lub na okolicznych wzgórzach. Ale naszym zdaniem Candidasa to nie miejsce na dłużej – weekend wystarcza. To raczej baza wypadowa do zwiedzania okolicy. A co w okolicy? To, czego brakuje w samej Candidasie – plaże.

Blue Lagoon Beach

8 km od Candidasy, tuż przy porcie w Padang Bai, w zatoczce zamkniętej wysokimi klifami, leży malutka plaża. Strome zejście przez las dobrze nastawia – z góry widać biały piach, turkusową wodę, malownicze skały. Zdaje się kameralnie i zacisznie. I tak w rzeczywistości jest. Żadnych leżaków na piachu, tylko kilka na tarasach warungów. Okoliczni mieszkańcy łowią ryby, dzieciaki robią piknik wśród skał. Fale spokojne, dno lekko kamieniste, mimo bliskości portu śmieci właściwie nie ma. Można podglądać podwodne życie, choć nie jest tutaj szczególnie bogate. I tylko lepiej nie odrywać wzroku od morza, bo za plecami, zbudowane naprędce warungi straszą betonowymi konstrukcjami, psując efekt ustronności i dzikości.

Bias Tugel Beach

Kolejny piaszczysty zaułek dokładnie po drugiej stronie portu Padang Bai. Tu również znajdziemy biały piach, skały i zielone wzgórza za plecami. My dodatkowo znaleźliśmy trochę sentymentalnych wspomnień – Tugel przypomina plaże Tajlandii, Malezji czy Indonezji sprzed 15 lat. Piach i morze, z boku trzy budy sklecone z bambusa udające restauracje, kilku turystów z gitarą, nastrój totalnego rozleniwienia. W warungach brakuje ryżu i jajek, podają tylko zupkę. Warunki do pływania bardzo dobre, bez obaw kąpać mogą się także dzieci. Wrażenie psuły jednak śmieci, zwłaszcza te pływające w ocenie i przyklejające się do ciała. Szkoda, że stan rozleniwienia osiągnął tu taki poziom, że nikomu nie chce się zebrać ich w kupę.

Virgin Beach (White Sand Beach)

W przeciwnym kierunku od Candidasy leży chyba najpopularniejsza z okolicznych plaż, jednak wiele obiecująca nazwa może wprowadzić w błąd. Rozległa, biała, z dżunglą za plecami i malowniczymi skałami na obrzeżach, ale z dziewiczymi klimatami ma niewiele wspólnego. Już na samym wejściu atakują nas warungowi naganiacze, do nich dołączają sprzedawcy pamiątek, masażystki i plażowi grajkowie. W dodatku ciężko przed nimi uciekać, bo na drodze stoją dziesiątki leżaków, zazwyczaj pełne turystów. Ale pływa się tutaj przyjemnie, fale idealne, dno piaszczyste, nie ma obaw o brykające w wodzie dzieci. Jeśli komuś do szczęścia potrzebna rozbudowana plażowa infrastruktura, to miejsce mu się spodoba.

Pantai Bugbug

I wreszcie znaleźliśmy to, czego szukaliśmy – idealną plażę do przetestowania urodzinowego prezentu Marysi. Jest miejsce na rozbieg i jest wiatr, by wzbić w powietrze latawiec! Właśnie ta plaża zasługuje na miano Virgin Beach. Przypomina piękne i rozległe plaże Sri Lanki – tylko piach na niej wulkaniczny. To skutecznie zniechęca turystów – jest pusto. Na brzegu tylko kolorowe łodzie rybaków, kilka bambusowych altanek, wiejskie psy, mały lokalny sklepik, świątynia. Co jakiś czas pojawiają się mieszkańcy okolicznych wiosek, by złożyć dary swoim bóstwom. Świetny klimat do biwakowania, leniuchowania, zbierania kamieni, puszczania latawców, ale już nie koniecznie do plażowania. Fale spore, dno kamieniste, no i jakoś głupio się rozbierać pod nosem modlących się Indonezyjczyków.

Okolice Candidasy to nie tylko plaże. W pobliżu jest także balijska Świątynia Matka Besakih, jedna z najstarszych tradycyjnych wiosek Tenganan, a nieco dalej wodny pałac Tirta Gangga. Candidasa jest także bazą nurkową, choć zdaje się, że większość nurkowań odbywa się na leżącej nieopodal Nusa Penida, na wyspach Gili, w Amedzie lub Tulanben. Ale w takim razie, czy nie lepiej pojechać właśnie tam?

A wracając do plaż, nasza weekendowa wycieczka podbudowała niezrozumienie jednej kwestii – dlaczego Bali uważana jest za plażową destynację? Bo żadna z nich nie zrobiła na nas wrażenia takiego, że chciałoby się wracać, choć pobyć na nich na chwilę jest przyjemnie. Oglądając nasze zdjęcia, weźcie pod uwagę, że mamy teraz na Bali porę deszczową – mniej kolorów, mniej słońca. I jeszcze jedna okoliczność, która wpłynęła na klimat tych miejsc – w tydzień po erupcji Agunga turystyczne miejsca opustoszały, zwłaszcza położone blisko wulkanu, jak właśnie Candidasa.

W Candidasie zatrzymaliśmy się w hotelu Relax Beach Resort i jeśli preferujecie centrum, to miejsce polecamy. Ciekawie zaprojektowane domki z fajnymi tarasami i basen z widokiem na ocean. Może przydałoby im się lekkie odświeżenie, a może to efekt Agunga. Byliśmy jedynymi gośćmi w hotelu i jednymi z niewielu w całej wiosce. Nieco uśpiona obsługa chyba nikogo się nie spodziewała.

Znajdź inny hotel w Candidasie…

Booking.com