Banaue to wyjątkowo przyjemna mieścina. Nie wiedzieć dlaczego, bo jest tu całkiem po filipińsku – brudno, śmierdząco i dosyć brzydko. Mimo to, z jakiś przyczyn, polubiliśmy to miejsce.

To zaledwie kilka ulic, obskurny budynek marketu, rynek będący dworcem jeepney’ów i trycykli, kilka mostów i wiele schodów. Uliczki wąskie i zaśmiecone. Wszystkie ciemne kąty śmierdzą moczem. Domy niewykończone, zaniedbane i najgorsze z możliwych rozwiązań budowlanych – budowane z blachy falistej. Wyobraźcie sobie te piękne tarasy ryżowe, kiedy co rusz, pomiędzy soczystą świeżą zielenią, pobłyskuje przyrdzewiała blacha.

Wyobraźcie sobie te piękne tarasy ryżowe, kiedy co rusz, pomiędzy soczystą świeżą zielenią, pobłyskuje przyrdzewiała blacha.

Ale w miasteczku panuje przyjazny gwar. Od rana hałasują trycykle, jeepneye czekają, aż załadują się ludźmi po sam dach, sklepiko-stragany wystawiają swe towary, od warzyw i owoców, po słodki chleb i używane trampki. Ludzie kręcą się uśmiechnięci, dzieciaki biegną do szkoły, turyści szukają okazji na tanią podwózkę do tarasów. Małe hoteliki otwierają swe knajpki z widokiem na góry i zapraszają na śniadania.

Gwar ten trwa aż do wieczora. Kiedy już wszyscy wrócą z trekkingów knajpki znowu się zapełniają. Otwierają się bary z piwem i muzyką na żywo. W każdym można spotkać kilku podpitych i zagadujących lokalsów, chcących zostać naszymi przewodnikami po ryżowych tarasach. Nasz ulubiony bar to „Fernando” na piętrze galerii nad rynkiem. Można przysiąść na balkoniku z widokiem na kładące się do snu miasteczko i posłuchać chłopaków z gitarą, odgrzewających stare przeboje. Wieczorem można zajrzeć na ostatnie piętro marketu i obejrzeć występ zespołu prezentującego tańce lokalnych plemion. Pod turystów, ale polecamy, zwłaszcza z dziećmi. Jest głośno, kolorowo i można potańczyć. Dzieci na pewno pokochają tutejszy wiszący most, długi i chybotliwy. Ulubiona rozrywka lokalnych chłopkaków to bujanie go, gdy tylko zauważą czyjąś przerażoną przejściem minę.

A kiedy nadejdzie godzina 22.00 miasteczko idzie spać. Wszystkich czeka pobudka skoro świt. I wtedy nie wiele już zostaje do roboty, tylko zaszyć się z piwkiem na hotelowym tarasie. Czyż nie uroczo? Bo generalnie, w Banaue można by się zasiedzieć.