Czyż nie z tego słyną Filipiny? Turkusowe morze, biały piasek, palmy kładące się na plaży. A pomiędzy nimi mały drewniany domek, w którym mieszkamy my. Byliśmy pewni, że po opuszczeniu gór i wulkanów właśnie to nas czeka.

Nasz pierwszy plażowy kierunek to Bohol. Piękna, zielona wyspa, słynąca z Czekoladowych Wzgórz, tersierów i białych plaż. Niedaleko Oslob pełen rekinów wielorybich. A wszystko w zasięgu wycieczki łódką lub skuterem. Rozumiecie więc, że decyzja o przyjechaniu w te okolice nie była trudna. Wybraliśmy Panglao, małą wyspę obok Boholu. Tu mieliśmy cieszyć się białą, pustą plażą i świętym spokojem. Ale zamiast tego zobaczyliśmy… Alona Beach. Witamy w Międzyzdrojach!

To największy naturalny brodzik i wodny plac zabaw dla dzieci. Idealne warunki do budowy zamków.

Betonowa plaża udekorowana barami, knajpami i głośnymi restaurantami wchodzącymi niemal do morza. Migoczą światełka, dudniąca muza, na każdym rogu naganiacze. Tuż za restaurantami gęsty mur resortów. Jeden przy drugim, klaustrofobiczne, wielopiętrowe, betonowe. Staliśmy z rozdziawioną gębą. I to jest ten raj?! Marysia przysypiała w ramionach, a my staliśmy dalej i obmyślaliśmy plan ewakuacyjny. Jednak tę jedną noc przyszło nam spędzić w Międzyzdrojach.

Jaka z tego płynie nauka? Nie ufaj, kiedy mówią, że jest pięknie jak w raju. Nie ufaj Lonely Planet. Pogłębiaj research do bólu.

Następnego ranka wsiedliśmy w trycykl, by zobaczyć plaże, które są przeciwieństwem Alona Beach. Zwiedziliśmy kilka, ale humory się nie poprawiły. Było cicho i pusto, ale w bonusie na plażach leżały śmieci, resorty były opustoszałe i tylko ceny trzymały poziom. W chwili rozpaczy przypomnieliśmy sobie o pewnym backpakerskim hoteliku. To było nasze wybawienie.

Danao Beach. Plaża wyjątkowa. Największa mielizna, jaką w życiu widzieliśmy. W czasie odpływu można podejść do łodzi stojących pół km od brzegu, mocząc nogi jedynie do kolan. To największy naturalny brodzik i wodny plac zabaw dla dzieci. Idealne warunki do budowy zamków. Żadne fale nie podmywają roboty, wszędzie mnóstwo niespotykanych materiałów budowlanych — osiadłe na mieliźnie rozgwiazdy, muszle, wodorosty. Dookoła kraby budują swoje piaskowe kopce, kręcą się psy, gonią się miejscowe dzieciaki. Całkiem przypadkiem trafiliśmy na plażę, na jakiej jeszcze nigdy nie byliśmy. Inną niż wszystkie znane dotąd. Inną niż te z filipińskich obrazków.

Zamieszkaliśmy w hoteliku Calypso. Domki były zajęte, więc przeprowadzono kilku domowników, byśmy mogli zająć pokój na piętrze. Oprócz największej mielizny, mieliśmy też największe jak dotąd łóżko oraz najliczniejsze jak dotąd nagromadzenie niemieckojęzycznych gości (a dokładnie podstarzałych panów ze swoimi filipińskimi dziewczynami). Na podwórku biegało kilka filipińsko-szwajcarskich dziewczynek, kręciły się psy i koty. Było wszystko co trzeba, by uszczęśliwić Marysię. Odjechana plaża, dzieciaki, zwierzaki. Zostajemy!