Oczywiście plan objazdu Gruzji został wcześniej przygotowany. Bardzo ambitny plan. Szybko się okazało, że równie ambitny, co nierealny. Bo jak już wcześniej napisałam, Gruzja wcale nie jest taka mała, drogi nie są takie szybkie, a Gruzini wcale nie uważają, że czas to pieniądz.

Prawdę mówiąc, zupełnie nie rozumiem, jak mogłam popełnić taki plan. Mając za sobą tyle podróży, doświadczeń i opracowanych tras. Myślę, że zgubiła mnie zachłanność. Skoro mamy tylko 5 dni, zobaczmy jak najwięcej. Nie marnujmy czasu, nie leńmy się, przecież to nie… wakacje?

Gruzja wcale nie jest taka mała, drogi nie są takie szybkie, a Gruzini wcale nie uważają, że czas to pieniądz.

Siedząc drugą godzinę w lokalnej wypożyczalni samochodów w Kutaisi uświadomiłam sobie, jak śmieszne są moje plany. Nic nie wskazywało, że dwie miłe Panie, obsługiwane już zanim przybyliśmy, szybko załatwią swoją sprawę. Przecież w międzyczasie trzeba jeszcze wypalić kilka papierosów, porozmawiać z rodziną (liczną) i przetrzeć podłogę w biurze. Zaczęłam śmiać się sama z siebie. Tak samo, jak wcześniej śmiałam się z tych, co to w jeden miesiąc „zaliczają” całą Azję. Jeszcze tego samego dnia, zanim słońce zdążyło zajść, plan został zweryfikowany. Mówiąc wprost – został obcięty o połowę.

Zobaczenie nowych miejsc jest cenne, jednak cenniejsza jest przyjemność podróżowania. Możliwość delektowania się nowymi miejscami, leniwego rozglądania, smakowania i węszenia po kątach. Dlatego tego dnia, zamiast zobaczyć dwa skalne miasta i dotrzeć na noc do Tbilisi, dojechaliśmy tylko do Vardzi i tam zostaliśmy na noc. Zamiast szybko wspinać się na skały, by odhaczyć miasto jeszcze przed zmrokiem, znaleźliśmy przyjemną noclegownię, zahaczyliśmy o lokalny sklepik, odkorkowaliśmy butelkę gruzińskiego wina i leniwie czekaliśmy na kolację przygotowywaną przez naszą gospodynię. Marysia była szczęśliwa, że mogła rozłożyć się na trawie i wreszcie wypakować wszystkie zabawki ze swojego plecaczka. Potem przetestowała łóżka i zwiedziła okolicę. Według porannych planów miała umęczona zasnąć w samochodzie, a potem zostać przeniesiona do hotelowego łóżka. Podsumowując, zmiana planu wszystkim wyszła na dobre.

Wracając jeszcze do tytułu… nazwałabym to rytmem wakacyjnym. Bez znaczenia czy to Gruzja, Grecja czy Gwatemala. Podróżujmy z przyjemnością.