Jak się przygotować do wyjazdu na pół roku? Czy to o wiele więcej zachodu niż na miesięczne wakacje? Czy przygotowania trzeba zacząć 6x szybciej? Czy zabiera to 6x więcej czasu? I czy trzeba spakować 6x większe bagaże?

6x nie. Co prawda plany na kolejną zimę zaczęliśmy snuć zanim skończyła się poprzednia, ale to już taki nawyk. Ponieważ mamy sporo czasu na miejscu nasz plan nie musi być tak skrupulatnie dopięty, jak w czasie krótkich wakacji, kiedy każdy dzień ma swoją wagę. Historie o nowych zakątkach świata czytamy sobie do snu, jadąc autobusem lub siedząc u fryzjera. I tak bez pośpiechu zgłębiamy temat. A zgłębiamy go z każdej strony. Trochę historii, trochę zwyczajów, trochę geografii. Czytamy relacje innych. Sprawdzamy książki. Oglądamy dużo zdjęć i filmików. Uczymy się nazw miejscowości, potraw, świątyń, zabytków. Uczymy się przydatnych słówek. Sprawdzamy co tam jedzą i jakie mają smakowitości do zaoferowania. Sprawdzamy ceny, waluty. Czytamy lokalne wiadomości i patrzymy co się dzieje. Przyglądamy się pogodzie. To zabawny nawyk — w telefonie od dawna mamy Katmandu w ulubionych, więc pogodę u podnóża Himalajów śledzimy na bieżąco. Teraz np. 24 st i słońce.

Są sprawy ważniejsze niż pakowanie, które wymagają więcej czasu, uwagi i zaangażowania. Chodzi o przygotowanie naszego „życiowego otoczenia”.

Za to pakowanie zdecydowanie mniej lubimy i zdecydowanie za późno je zaczynamy. Do zrobienia checklisty zbieramy się od tygodnia. Jakie są tego efekty? Do dentysty biegniemy wierząc, że nie znajdzie zęba wymagającego leczenia. Lekarza od szczepień odwiedzamy z nadzieją, że szczepienia mamy ciągle aktualne. Wizę na Sri Lankę odbierzemy 2 dni przed wylotem. I choć „reise fieber” już się włączyło, jak na razie udało nam się tylko wywalić ciuchy z szafy i z grubsza ocenić czego brakuje. Ale damy radę, przecież nie raz to robiliśmy. Jakby co, wszystko (niemal) można dokupić na miejscu. Przecież nie jedziemy na koniec świata.

Bo są sprawy ważniejsze niż pakowanie, które wymagają więcej czasu, uwagi i zaangażowania. Chodzi o przygotowanie naszego „życiowego otoczenia” — rodziny, przyjaciół, znajomych, sąsiadów, pracy, przedszkola. Ale przede wszystkim rodziny, bo tutaj pożegnania mogłyby trwać bez końca. Czy w ogóle dziadków można przygotować na półroczne rozstanie z wnuczką? Można nieco ograniczyć ich tęsknotę i obawy. Można zainstalować Skypa i kupić kamerkę. Przede wszystkim jednak trzeba ich odpowiednio nastawić, nastroić i uspokoić. Przekonać jakoś, że pół roku minie w mgnieniu oka. I trzeba zacząć to robić odpowiednio wcześnie. A potem jeszcze znajomi, którzy chcą się umówić na pożegnalną kawę. Wielu znajomych = wiele kaw = wiele godzin. Z wieloma trzeba spotkać się na conajmniej kilka kaw. Trzeba też uprzedzić sąsiadów, klientów, lekarzy. Wyjaśnić niewyjaśnione sprawy. Oddać pożyczone książki. Zawiesić subskrypcje. Zakończyć kursy. Odwołać wizyty. Wynająć mieszkanie. Spakować dobytek w pudła. A na koniec raz jeszcze wszystkich pożegnać.

Tymczasem nasz telefon nieubłaganie odmierza dni. Jeszcze 13…