Marysia uwielbia zwierzaki. Jeśli tylko nie szczerzą kłów, podchodzi do nich bez większych obaw. Choć bywa równie jak one płochliwa. Nie licząc przygód w Zoo Safari, dwa spotkania ze zwierzakami długo będziemy pamiętać…

Na wybrzeżu Birmy odwiedziliśmy mała wioskę. Tak naprawdę mieszkała w niej jedna duża rodzina, która żyła z uprawy ryżu i hodowli kilku sztuk bydła. Spędziliśmy tu dłuższą chwilę, chcąc się ochłodzić i napić wody przed dalszą podróżą. Rodzina opiekowała się małą małpką. Na prawdę malutką. Podobno wychowywali ją, bo matka zaginęła. Jej przybraną mamą została starsza pani, która jak prawdziwa mamka nosiła ją ciągle na rękach i podkarmiała. Na widok tego małego stworzonka oczy Marysi zrobiły się wieeelkie. Starsza pani rozbawiona podbiegła, usadowiła Marysię na tarasie i delikatnie przełożyła małpkę w jej ramiona. Obie – Marysia i małpka – były równie bardzo zachwycone, co wystraszone. Wpatrywały się w siebie wielkimi oczami. I wystarczył jeden nieprzewidziany ruch, by obie wpadły w popłoch, podskoczyły jak oparzone, krzyknęły, zaczęły płakać i uciekły do swoich mam. Był to rozbrajający widok.

W drugim spotkaniu brał udział bardziej pospolity zwierzak – królik, choć spotkany w egzotycznym mieście – w Bangkoku. Była wyjątkowo dobrze dokarmionym królikiem. Grubaśnym i puszystym. Raczej mało ruchliwym. Na pewno nie płochliwym. Żył przy recepcji pewnej hostelowej knajpy, więc obecność ludzi to dla niego codzienność. Królik przyjął leniwą pozycję, rozkładając się na korytarzu, czego Marysia mu pozazdrościła i przyjęła podobną pozycję na przeciwko jego mordki. Byli niemal tej samej wielkości. Mary zaczęła zwierzaka głaskać, miziać, tulić, poszturchiwać aż… stracił cierpliwość i capnął ją w łapkę. Krzyk był równie wielki jak podczas bliskiego spotkania z małpką.

Ze zwierzakami, jak z ludźmi. Teraz Mary już wie, choć czasami ciągle zapomina…