W czasie ubiegłorocznej wycieczki do Portugalii doświadczyliśmy pewnej „nowości emocjonalnej” – Marysi tęsknoty za domem. Podczas wcześniejszych wyjazdów, nawet tych najdłuższych i najdalszych, nic takiego się nie pojawiało. Dom był tam, gdzie mama i tata, a cała reszta nie miała znaczenia.

Marysia niemal skończyła 3 lata. Wyjazd nie był ani zbyt egzotyczny, ani zbyt długi, ani zbyt uciążliwy. Przecież to zaledwie Portugalia. Ale to zdaje się nie miało znaczenia. Od samego początku niezwykle często padało pytanie „Kiedy będziemy w domu, w Łodzi, na naszej ulicy?”. Obserwując te zawodzenia, przychodziła mi na myśl tęsknota za smoczkiem. Kiedyś, gdy przychodził gorszy moment, po prostu chciała smoczka. Teraz, z tą samą miną i tym samym jękiem, chciała „na Sienkiewicza”. Zupełnie jakby wspomnienie domu miało działanie uspakajające, dokładnie tak, jak niegdyś smoczek.

Tłumaczyliśmy, że nasz prawdziwy dom jest w Łodzi i tam wrócimy. Jednak teraz jesteśmy w podróży i mamy nasze małe domy w różnych miejscach. Dzięki temu może każdego dnia robić co innego, pływać inną łódką, poznawać inne zwierzęta, skakać po innych łóżkach itd. Pomagało. Z czasem zaczęła pytać, gdzie jutro będzie nasz domek. A dom w Łodzi wspominała coraz rzadziej. Niemniej, po wielu rodzinnych podróżach, było to odkrycie i ważny wyraz dojrzewania naszego dziecka.

Tęsknota ludzka rzecz. W czasie podróży często wspominamy dom, rodzinę, przyjaciół. Jednak przed nami był długi i daleki wyjazd do Ameryki Łacińskiej, i woleliśmy uniknąć ewentualnych emocjonalnych rozterek Marysi. Podjęliśmy środki zaradcze. Już jakiś czas przed wyjazdem zaczęliśmy opowiadać Marysi o planach podróży – że czekają nas długie wakacje, że będzie pływała w morzu, że będzie gadała z papugami, że nauczy się hiszpańskiego. Wspólnie wybieraliśmy plecaczek i pakowaliśmy go. Nie wiem, czy to zasługa owych przygotowań, ale podczas naszej gwatemalsko-honduraskiej wyprawy tęskny płacz za Łodzią praktycznie się nie pojawiał. Szczerze mówiąc, byliśmy tym zaskoczeni. Przecież od portugalskich wakacji minęły niespełna 3 miesiące! Wtedy taka rozpacz, a teraz nic? Czy może to kolejny etap emocjonalnego dojrzewania naszego dziecka?

p.s. Za to pojawiało się w słowniku Mary coś takiego jak „domek NIE w Łodzi” – znaczy tyle, co pokój hotelowy. Bo generalnie, chyba, Mary polubiła hotelowe życie.