Podczas podróży z dzieckiem przemieszczanie się jest chyba najcięższym doświadczeniem. Zazwyczaj korzystamy z lokalnych środków komunikacji. Bywa z nimi różnie. Zdarza się, że ciężko. Podróżowanie po Birmie zdecydowanie nie jest łatwe. Wszędzie jest daleko, wszędzie jedzie się długo, wszędzie prowadzi okrężna droga. Na drogach króluje kurz, a z nieba leje się żar. Ale to wszystko można przeżyć.

Polecam nocne autobusy. Są klimatyzowane i dosyć wygodne. Rzadko się zatrzymują i nie są przepełnione. Jadą nocą więc podróż szybciej mija. Pozwala to zaoszczędzić czas (choć swoje trzeba potem odespać) i trochę kasy (która poszłaby na nocleg). Nocą nie zobaczymy tego, co mijamy po drodze, ale nie jestem fanką zwiedzania z autokaru. Jednak nocne autobusy zazwyczaj kursują na najbardziej popularnych trasach. Gdy tylko chcemy z nich zboczyć, zostaje nam lokalna komunikacja, a to już całkiem inna bajka…

W Birmie najbardziej doświadczyła nas podróż znad Inle do Baganu oraz istna przeprawa z Baganu na wybrzeże do Chang Tha (cała noc, wysiadka o świcie w Rangunie, zmiana terminala na ten na drugim końcu miasta i jeszcze 8 godzin w upale).

Co jest nie tak? Siedzenia są twarde, małe, niewygodne i często się rozpadają. Panuje tłok, przejście jeśli nie jest zawalone towarami to gra rolę zaimprowizowanych miejsc dla podróżnych. Brak klimatyzacji oznacza konieczność otwierania okien, co z kolei oznacza kurz w oczach, w nosie, w ustach itd. Rzuca na wszystkie strony, czasami coś spada na głowę. Do tego muzyka lub w wersji lux telewizor z serialami, o taaaaak… puszczone najgłośniej jak się da. W tych warunkach droga zdaje się nie mieć końca.

Polecam:

  • wykupić dodatkowy bilet dla dziecka – dodatkowe siedzenie to duża ulga, a ponieważ autobusy są zazwyczaj przepełnione, lepiej nie liczyć że „się trafi”
  • korzystać z każdej przerwy na odpoczynek – powietrze, woda, kibelek i jakaś szalona zabawa z maluchem, by w autobusie od razu odpadł ze zmęczenia
  • wykorzystywać każdy element podróży do zabawy – to że rzuca na wszystkie strony, to że ludzie siedzą dookoła, to że mijamy niespotykane w domu widoki, można liczyć to co za oknem, można zrobić teatrzyk zza siedzenia, itd.
  • dużo wody, wilgotny ręcznik i coś do robienia wiaterku (wachlarz nieodzowny)
  • nie siadać w ostatnim rzędzie autobusu – dodatkowe ciepło od silnika

Co na to Mary? Nawet te ciężkie podróże Marysia przechodziła lepiej niż my. Potrafiła naprawdę długo spać podczas podróży. Z rzucania na wszystkie strony można było zrobić zabawę, a ludzie dookoła chętnie zabawiali. Niemniej zdarzało się, że miała dosyć. Wtedy po prostu chciała wyjść. Natychmiast!!!! Cóż, wtedy wychodziliśmy. Na szczęście w każdym takim przypadku byliśmy niemal na miejscu. Po prostu wybieraliśmy najbliższy hotel, gdzieś na obrzeżach miasta.

Tajlandia to już zupełnie inna historia. W lokalnych nocnych autobusach do Chiang Mai fotele mają funkcje do masażu, podają posiłek, a nad ranem Pani podaje ręczniki do odświeżenia. Śmiem podejrzewać, że warunki są lepsze niż w autokarach z biur turystycznych przy Khao San.