Naszą podróż rozpoczęliśmy na zachodnim cyplu Lomboku. W turystycznym Sengigi mnóstwo jest wypożyczalni motorów, a nam zależało na znalezieniu silnych i raczej nowych egzemplarzy. Udało się. Po krótkich targach koszt wynajęcia jednego nowego  skutera o pojemności 110 cm3 na 24 dni wyniósł 1 milion IRD. Zadowoleni i zapakowani ruszyliśmy w drogę.

Jak się zapakowaliśmy? Wyjątkowo sprawnie, wszak minimalizowanie bagażu trenujemy od dawna. Przede wszystkim skutery wypożyczyliśmy dwa. Każdy obarczony został jednym bagażem około 20 litrowym, który umościliśmy między nogami. Najlepiej w tej roli sprawdził się dry bag. Może mało pakowny, ale najwygodniej usadawia się na skuterze i ma sobie za nic deszcze po drodze. Do tego mały plecak ze sprzętem na plecach, ale wsparty na siedzeniu i zupełnie nie ciążący. W bagażniku koniecznie zestaw peleryn na ulewę oraz wiatrówek na mniejszy deszcz. Pod ręką repelent, krem na słońce, woda i telefony. Kaski absolutnie swoje własne.

Na wschód od Bali zaczynają się tereny malaryczne. Sumbawa, Flores, Timor. Nawet już Lombok.

Tajemniczą i mało znaną Sumbawę dzielą od popularnego Lomboku zaledwie dwie godziny promem. Co więcej promy odpływają co godzinę i to przez całą dobę! Bilet to koszt rzędu 40 000 IDR. Staruje się z portu w Lebuhan Lombok i dociera do Poto Tano. Przeprawę dobrze zorganizować rano, a noc spędzić jeszcze na Lomboku, mijaliśmy tam kilka przyzwoicie wyglądających hotelików. My jednak za bardzo się rozpędziliśmy i dopłynęliśmy aż na Sumbawę. Okazało się szybko, że w Poto Tano na nic liczyć nie można, zaś do najbliższego nędznego hotelu w Alas jest 25 km. Jeśli nie planujecie przejechać wszerz całej Sumbawy, na przykład zmierzając na Flores, polecamy od portu odbić drogą na południe. 40 km dalej znajdziecie piękne wybrzeże, komfortowe miejsca noclegowe i puste białe plaże z pięknym widokiem na wulkan Rijani. Przetestowaliśmy ten wariant w drodze powrotnej.

Jeśli jednak planujecie przebyć całą wyspę, na przykład zmierzając lądem na Flores, nie zostaje nic innego jak ruszyć na wschód, bo to jedyna droga wiodąca bez przeszkód w tamtym kierunku. A tutaj już nie tak sielsko z noclegami. Trasę trzeba dobrze przemyśleć właśnie pod tym kątem. Gdyby ktoś zdecydował się na podróż rowerem, a różne pomysły chodzą ludziom po głowach, konieczny byłby namiot – dystans między miejscami, gdzie jest gdzie się przespać, mógłby okazać się nie do przejechania. Spotykane hoteliki mają z reguły bardzo niski standard – brak bieżącej wody, karaluchy, zamiast prysznica beczka ze stojącą wodą, odrapane tynki, wilgoć. Za to telewizor jest zawsze! W większych miastach jak Bima czy Dompu hoteli jest kilka, ale gdy chcieliśmy przenocować wszystkie okazały się pełne. Zaskakujące na wyspie, gdzie nie ma turystów. Jednak dzięki podobnym sytuacjom i pewnym zbiegom okoliczności odkryliśmy wyjątkowo zaskakujące miejsce. Trafiliśmy do hotelu, jakiego nie spodziewaliśmy się tutaj. Za lasem, za górą i koszmarną drogą, jakby ukryte przed oczami mieszkańców tej zapomnianej wyspy, stoją eleganckie drewniane wille, w których szlafrok i mydło wymieniane są dwa razy dziennie. Do tego basen z widokiem, plaża i łódź motorowa. Można zapomnieć, gdzie się jest. Eleganccy goście z Dżakarty, przywożeni tu wprost z lotniska w Sumbawa Besar, zapewne nie widzą prawdziwego oblicza wyspy. Czuliśmy się trochę nie na miejscu, podjeżdżając tu naszymi zakurzonymi skuterami. Z rozkoszą jednak pozwoliliśmy sobie na chwilę zapomnienia. Oprócz luksusów piękny tu widok na wulkan Tambora, można też zrobić wycieczkę na pobliską wyspę Mojo, zwiedzić jej wodospady i okoliczne rafy.

Tak więc podążaliśmy w stronę Flores szlakiem wyznaczanym przez hotele. Pierwszego dnia, przemierzywszy Lombok i fragment Sumbawy, mieliśmy za sobą 110 km na skuterach i 20 km promem. Następnego dnia czekało nas 160 km do hotelu w Plampang. Co więcej okazało się, że mają tam dwa hotele! I jakie szczęście, że znaleźliśmy ten drugi. Z pierwszego, mającego w ofercie cele więzienne oraz domki na palach, w których prawdopodobnie jest się pożeranym żywcem przez robactwo wyłażące nocą z błota, uciekliśmy nie prosząc nawet o zwrot uiszczonej z góry opłaty. 100 000 IRD można przeżyć, a my nie chcieliśmy robić przykrości jakże miłemu i nic nie rozumiejącemu gospodarzowi. Hoteliki na wyspie kosztują 100-250 000 IDR. Oczywiście nie dotyczy to luksusowego Samawa Seaside Cottages, gdzie cena wyjściowa za dobę to około 1 miliona IDR. I jeszcze jedna rada hotelowa – jeśli zatrzymacie się w Sape wybierzcie hotel jak najdalej portu, chyba że chcecie się bratać z tymi zwierzakami, które pierwsze uciekają z tonących łodzi. Podsumowując, gdy przemierzając Sumbawę zobaczycie hotel przystańcie, sprawdźcie i zaznaczcie go na mapie. Może się przydać w drodze powrotnej. Trochę podobnie jest z warungami. Gdy trafia się coś dobrze pachnącego zatrzymajcie się i skorzystajcie. Trafiały się odcinki, na których nie mieliśmy co zjeść, zwłaszcza gdy trasa wiodła przez góry. Zostawała wtedy chińska zupka w wiejskim sklepie.

Jadąc na wschód Sumbawy nie tak sielsko z noclegami. Trasę trzeba dobrze przemyśleć właśnie pod tym kątem.

Wspomnijmy też o niezbędniku podczas tej podróży: cienkie tropikalne śpiwory oraz specyfiki do ochrony przed komarami. Już na wchód od Bali zaczynają się tereny malaryczne, a im dalej tym zagrożenie chorobą większe. Sumbawa, Flores, Timor. Nawet już Lombok. Nasz zestaw to repelent, którym spryskiwaliśmy ciała oraz silniejsza chemia, którą spryskiwaliśmy pokój przed pójściem spać. Wszystkie środki były lokalne, zakupione w azjatyckich sklepach. Warto rozważyć branie Malaronu. Obecnie to już nowoczesny lek, nie pozostawiający skutków ubocznych.

Wreszcie dotarliśmy do Sape, portowej mieściny, gdzie następnego ranka czekał na nas prom na Flores. Tego dnia przemierzyliśmy 200 km i był to najdłuższy dzienny dystans, jaki zdarzało nam się pokonać. Czasu mieliśmy zapas i nie chcieliśmy naszej podróży wspominać, jako ciągłego siedzenia na skuterze. Komfortowy dzienny dystans, zarówno dla nas jak i dla Marysi, to około 150 km. Pozwalał na wyspanie się, niespieszne zjedzenie śniadania, robienie przystanków po drodze i dotarcie do celu przed zmierzchem, by móc nacieszyć się dniem w nowej mieścinie. W takim trybie nie czuliśmy zmęczenia ani znużenia. Choć po przybyciu na Flores z radością odstawiliśmy skutery, już po trzech dniach na morzu zaczęliśmy za nimi tęsknić…

Znajdź dla siebie miejsce w Indonezji!



Booking.com