Czy kamień może zachwycić? Marysia powie, że jak najbardziej. Co chwila znajduje okazy, które zachwycają tak bardzo, że chowa je do kieszeni i wiezie ze sobą przez pół świata. Nie zawsze podzielamy te zachwyty. Jednak ten kamień rzucił nas wszystkich na kolana.

Spokojna zielona kraina. Właściwie nic specjalnego. Gdzieniegdzie małe i nudne miasteczka. Można wyskoczyć na safari do Habarana, można popływać kajakiem po rozlewiskach, można przejechać się na słoniu (ale proszę, Wy tego nie róbcie!). Na horyzoncie żadnych rewelacji, poza górami majaczącymi w oddali. I nagle, pośrodku tej zielonej równiny, spomiędzy tropikalnej roślinności, wyłania się kamień. I to nie byle jaki!

Sigiriya. Lwia Skała. Całkiem niezwykły kamień. Olbrzymi głaz właściwie. A tak na prawdę to zastygła magma, pozostałość po zapadłym wulkanie. Pnie się w górę na 180 metrów. A najciekawsza jest związana z nim legenda. W V w. król Kassappa zbudował tu pałac-twierdzę. Jako młodszy syn, w dodatku z nieprawego łoża, słusznie obawiał się, że nie dostąpi zaszczytu rządzenia krajem. Postanowił więc pozbyć się ojca i brata, jednak ten drugi zdołał zbiec do Indii. W obawie przed zemstą Kassappa wybrał skałę, by na jej szczycie zbudować twierdzę, która ochroni go przed gniewem brata. Pochłonęło to wiele czasu i istnień ludzkich, aż wreszcie powstał pałac, system fortyfikacyjny, zbiorniki na wodę, spichlerze na żywność — wszystko, co pozwoli przetrwać długie oblężenie. Na szczyt prowadziły tylko wąskie schody wykute w skale. Piękna twierdza. Prawie nie do zdobycia. Prawie, bo po kilkunastu latach brat zaatakował i zwyciężył. Jednak zanim to się stało, Kassappa prowadził tu bardzo wystawne i rozrywkowe życie. 

Robi wrażenie, kiedy stoi się u jej stóp i kiedy patrzy się z góry na okolicę. Na każdym etapie wspinaczki warto się zatrzymać i po prostu patrzeć.

Na górę można się wspiąć nawet w godzinę, a całość ogarnąć w 3 godziny. Tylko po co się tak spieszyć? Ta skała jest wyjątkowa. Robi wrażenie, kiedy stoi się u jej stóp i kiedy patrzy się z góry na okolicę. Na każdym etapie wspinaczki warto się zatrzymać. U jej podnóża rozległe baseny i ogrody. Wyżej głazy, kamienne schody, skały, jaskinie, pozostałości pałacu. W jaskiniach ciągle podziwiać można piękne i soczyste malowidła. Soczyste w kolorach i kształtach. Przedstawiają królewskie nałożnice, względnie damy dworu, o zgrabnych taliach i krągłych piersiach. Przypominają piękne kambodżańskie apsary. Ostatniego podejścia na szczyt strzegą olbrzymie kamienne lwie łapy. A na szczycie… po prostu ruiny. Fundamenty, kilka murków, kamieni i schody. Za to widoki zniewalają. Móc patrzeć stąd na tę miodem i zielenią płynącą krainę, to musiało przyjemnie łechtać królewską próżność. Sama chętnie zbudowałabym tutaj swój pałac.

Jest jeszcze jedna skała. Mało kto o niej wspomina, ale usłyszycie o niej od każdego mieszkańca okolicy. PidurangalaZnajduje się jakieś 3 km dalej i jest tylko nieco mniejsza. U jej podnóża jest skromna świątynia. Legenda głosi, że król Kassappa przeprowadził tu wszystkich mnichów, mieszkających wokół Sigiriji. Najlepiej złapać tuk-tuka pod Sigiriją i podjechać tutaj przez dżunglę (poproście żeby tuk-tuk poczekał). Widoki równie piękne, droga na szczyt bardziej dzika i żadnych turystów. Podobno najlepiej jest odwiedzić Pidurangalę o świcie, by obejrzeć wschód słońca nad Sigiriją. Kto ma siły zerwać się z łóżka niech spróbuje i da znać jak było. 

Mieliśmy szczęście do pogody — tego dnia było wyjątkowo mrocznie. Ciężkie chmury dodawały dramatyzmu widokom. Tak mógłby wyglądać Mordor. Poza tym, dzięki chmurom upał był bardziej znośny. Przy czystym niebie wspinaczka tutaj może być bardzo męcząca.

Lankijczycy są świadomi siły tej niezwykłej skały. Za jej zwiedzenie każą sobie słono płacić — 30 dolarów. 5 latki wchodzą bezpłatnie. Z trwogą myślimy o czasach, kiedy przyjdzie płacić bilet za Marysię. Ale uwierzcie, warto.

Samo miasteczko nie ma nic do zaoferowania. Kilka hotelików, kilka restauracji. Zazwyczaj jada się w przyhotelowych restauracjach. Niestety nasza oferowała mało smaczne, mało obfite i mało atrakcyjne finansowo posiłki. Szukaliśmy więc ratunku w miasteczku, choć wybór był średni.

Sigiriję można odwiedzić nocując w Dambulla lub w Pollanaruwa. My akurat zrobiliśmy odwrotnie — w Sigiriji zrobiliśmy swoją bazę i stąd wyruszaliśmy na dalsze podboje.